Z twórczością Beaty
Pawlikowskiej nie miałam jeszcze nigdy styczności. Raz tylko napotkałam w radio audycję, lecz (jechałam wtedy w samochodzie), niestety nie mogłam jej
dosłuchać do końca.
Odwiedziłam
niedawno moją koleżankę. Miała pełno książek
autorstwa Pawlikowskiej i
serdecznie mi je polecała.
Nigdy
nie zajrzałam do żadnej książki podróżniczej, więc czemu nie?
Z tą myślą wybrałam się następnego dnia do biblioteki i tak w moje ręce trafiła "Blondynka śpiewa w Ukajali. Nowe przygody w Ameryce Południowej". Już z pierwszych stron przywitała mnie mapka własnoręcznie narysowana trasy Beaty Pawlikowskiej. Pucallpa? Puerto Inca? Te nazwy nic kompletnie mi nie mówiły!
Z tą myślą wybrałam się następnego dnia do biblioteki i tak w moje ręce trafiła "Blondynka śpiewa w Ukajali. Nowe przygody w Ameryce Południowej". Już z pierwszych stron przywitała mnie mapka własnoręcznie narysowana trasy Beaty Pawlikowskiej. Pucallpa? Puerto Inca? Te nazwy nic kompletnie mi nie mówiły!
Kartkując
książkę mamy okazję zobaczyć piękne zdjęcia - także autorstwa Blondynki. Ale to
nie jest tylko natura - możemy, dosłownie, podglądnąć życie ludzi mieszkających
w Ameryce Południowej. Widzimy ich w codziennych sytuacjach, jak robienie
zakupów czy uczestnictwo w (błotnej) podróży.
Zdjęcia
+ tekst = sukces. Czytając książkę miałam wrażenie, jakbym sama towarzyszyła
pani Beacie w podróży. Podobało mi się to, że autorka opisywała nam swoje odczucia, co do miejsca i ludzi, w którym aktualnie mieszkała.
Warto
tu wspomnieć, że z pewnością jest to książka bardzo osobista, co nie wszystkim
może się podobać.
Uważam
jednak, że nie należy się uprzedzać, tylko raźnym krokiem pomaszerować do
księgarni czy biblioteki i wyjść z tą książką pod pachą!
Ocena : 8/10
Beata
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz