czwartek, 14 lutego 2013

"Piotruś Pan i Wendy" J. M. Barrie

   Stojąc u progu dojrzałości zaczynam się bać. Wszystkiego. Jednak, hm, nie oszukujmy się, skończenie osiemnastu lat nie zawsze oznacza (na szczęście) natychmiastowej wyprowadzki z domu rodzinnego i życia na własny rachunek.  
     
   Cieszę się, bo pozostało do tego czasu jeszcze trochę, więc nie mam się czym martwić! Ale fakt faktem, zdaję sobie sprawę, że żarty się kończą i już niedługo przyjdzie stanąć twarzą w twarz z dorosłością. 
   
             A może warto w tym czasie poszukać alternatywnego wyjścia?
   
   Z przykrością muszę stwierdzić  że nie udało mi się wypaść z wózka i uciec. Albo być porwanym. Albo wylecieć z Piotrusiem Panem przez okno. A szkoda! Któż by nie chciał unikać szkoły(!), wszelakiej odpowiedzialności, mieć całe dni wypełnione mrożącymi krew w żyłach przygodami? 
                Takie życie wybrał uroczo zarozumiały Piotruś Pan. 



   Dał też spróbować jego wad (a były jakieś?) i zalet małej Wendy i jej dwóm braciom - Johnowi i Michaelowi. Razem z bandą zapodzianych chłopców i ich dzielnym przywódcą stawiają czoło groźnemu Hakowi i jego towarzyszom. Potyczka ta naprawdę jest godna podziwu!

   Ale do rzeczy. J. M. Barrie kompletnie mnie oczarował. Świat  jaki stworzył i w który mnie przeniósł, pozwolił zapomnieć o wszelkich troskach i zmartwieniach. Sprawił także, że nawet sama chciałam cerować dziury w spodniach (a dokładniej te na kolanach, jak Wendy) zapodzianym chłopcom i wszystkim im bezskutecznie zaszczepiać zasady dobrego zachowania przy stole...
    

             A jeszcze to wydanie! Rozpływałam się nad ilustracjami. 
   
 I teraz dla tych wszystkich, którzy myślą, że przesłodziłam - wcale nie! 
Moim największym marzeniem jest mieć tę książkę w swojej domowej biblioteczce i móc po nią sięgać cały czas. Jest to skarb, który zawszę chce mieć przy sobie. 
Klasyka.


Ocena: 10/10


                                                                             Beata 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz