czwartek, 24 września 2020
"Odrobina czarów" ✨ na co dzień
Autorka porywającej Szczypty magii zaprasza na kolejną
zapierającą dech w piersiach przygodę sióstr Wspacznych,
która sprawi, że nawet największy niedowiarek, uwierzy w czary.
Rodzinna klątwa została zdjęta. Charlie, Betty i Fliss nareszcie mogą swobodnie opuścić mroczny Wronoskał. Marzy im się wakacyjna wyprawa w nieznane, a czeka je szalona, magiczna przygoda, w wir której wciąga siostry Wspaczne tajemnicza uciekinierka z Udręki...
Błądka umie oswajać budzące grozę ogniki znad bagien, w potarganej, znoszonej sukience ukrywa starą mapę oraz wiedźmi kamień i ściąga na rodzinę Wspacznych nowe kłopoty.
Czy los przypadkowo przywiódł uciekinierkę tej wypełnionej melodią dzwonów nocy właśnie do Kieszeni Kłusownika?
Kto stoi za zniknięciem małej Charlie i ukochanej Buni?
Czy uzbrojone jedynie w odrobinę magii Betty i Fliss odnajdą siostrę i babcię?
Czy dane im będzie odkryć tajemniczą wyspę,
krytą przed laty przed wścibskimi oczami gapiów, przez starą wiedźmę?
Świat wykreowany przez Michelle Harrison urzeka, a mroczne niebezpieczeństwa historii rozjaśniają pełni ciepła, uduchowieni bohaterowie.
„The Sunday Times”
Michelle Harrison – mieszka w Essex z synem Jackiem i dwoma kotami. Zanim na dobre zajęła się pisaniem, pracowała w barze, piekarni, galerii sztuki i księgarni dla dzieci. Teraz ma już na swoim koncie siedem powieści, przetłumaczonych na szesnaście języków. Za debiutancką książkę The Thirteen Treasures otrzymała Waterstones Children's Book Prize.
Kiedy pchnęła drzwi, jej nagie kostki omiótł zimny podmuch wiatru. Wyszła na podwórze, a Oj czmychnął między jej nogami. Na niebie lśniła rozmazana plama księżyca. W powietrzu wisiał ciężki i słony zapach mokradeł. Betty zmrużyła oczy, przewiercając wzrokiem zasłonę mgieł, gęstszych niż dym z babcinej fajki. Brukowane podwórze zastawione było niemal w całości skrzynkami pełnymi pustych butelek i beczkami po piwie, które miały trafić z powrotem do browaru.
Betty krążyła między nimi, wpatrując się w zalegające wokół cienie. Wtem jej uszu doleciał szept i na krótką chwilę wróciły do niej wszystkie przerażające miejscowe opowieści: o rybakach i zbiegłych więźniach, którzy zaginęli na mokradłach i dziś nawiedzali mieszkańców. Nie, to tylko stek bzdur, pomyślała Betty i potrząsnęła głową. Przecież przysięgała, że nie będzie dawać wiary takim bajeczkom.
— Charlie? — rzuciła w mrok. — Jesteś tam?
Cisza. I znów cichy szept, a po nim jakby szuranie. Zza beczki wyłoniła się główka o dwóch kucykach i rozbieganych oczach.
— Na stado wścibskich srok! — burknęła Betty. Myśli o duchach pierzchły i jej serce się uspokoiło. — Co tu robisz w środku nocy? — Zadrżała w swoim szalu i ruszyła w stronę narożnej części podwórza, gdzie pośród bagiennych traw znajdował się lichy kwietnik.
Charlie miała na sobie strój wyjściowy, jej czarny płaszcz stapiał się z ciemnością.
U stóp dziewczynki leżały rydel oraz pudełko po zapałkach — w nim zaś Betty dostrzegła coś malutkiego, pierzastego i… nieruchomego. Ścisnęło ją w gardle. To pewnie Oj znów buszował po okolicy.
— Charlie! — Żal Betty przemienił się w irytację. Teraz już rozumiała, dlaczego jej siostrzyczka, mająca fioła na punkcie wszystkiego co żywe, wykradła się nocą z domu. Skinęła na kwietnik, z którego wystawały rzędy gałązek — każda z nich oznaczała jeden grób. — Babcia prosiła, żebyś nie zakopywała tu więcej żadnych martwych zwierząt! — Urwała, bo zorientowała się, że siostra wcale jej nie słucha. — Co się z tobą dzieje? — syknęła. — Dlaczego tak dziwnie się zachowujesz?
Charlie przesunęła się odrobinę i wskazała przed siebie drżącym palcem.
Dopiero wtedy Betty je dostrzegła — dziecko skryte w cieniu wnęki między dwiema skrzynkami; dziewczynkę mniej więcej w wieku Charlie, a zatem sześcio-, może siedmioletnią. Jej chudą, brudną twarz znaczyły ślady łez; każda cząstka jej istoty zdawała się promieniować biedą, od połatanych, znoszonych ubrań począwszy, a na głodnych oczach skończywszy.
— Kto… kto to jest? — szepnęła Betty.
— Nie wiem — odparła Charlie. — Wykradłam się, żeby pochować ptaszka, i wtedy ją zobaczyłam.
Dziewczynka drżała na całym ciele, wpatrując się w nie wielkimi oczami. Charlie kucnęła i wyciągnęła do niej rękę.
— Kim jesteś? — zapytała. — Nie bój się, nie zrobimy ci krzywdy.
Dziewczynka wzdrygnęła się, ale nie odpowiedziała. Do jej twarzy kleiły się strąki potarganych włosów, do ciała się przemoczone łachmany.
— Jak się tu znalazłaś? — rzuciła Betty surowiej, niż powinna.
Nieznajoma skuliła się i wycofała jeszcze głębiej w mrok, a wtedy Betty zauważyła bijący od niej blask. Wszędzie wokół lśniły butelki po piwie — nawet w miejscach, gdzie nie docierał blask księżyca. Czyżby miała tam gdzieś latarenkę…?
— Patrz. — Charlie wskazała siostrze furtkę. Była zamknięta, ale w miejscu, gdzie odpadł kawałek przegniłego drewna, ziała spora dziura. — Pewnie się przecisnęła.
Betty zmarszczyła brwi. Czuła z tyłu głowy osobliwe mrowienie.
— Dlaczego się tu chowasz? — nie dawała za wygraną, starała się jednak mówić łagodniej, jak do spłoszonego zwierzęcia.
I raptem cofnęła gwałtownie rękę, bo zza porwanej sukienki dziewczynki wyłoniła się kula światła.
— Błędny ognik! — Chwyciła Charlie za ramię i pociągnęła do tyłu, gdy kula uniosła się ponad ich twarze. — Musiał tu za nią przyjść z mokradeł!
Charlie cofnęła się w panice, rydel zabrzęczał u jej stóp. Jej dziecięcą twarz ściągnęło przerażenie. Wykonała w powietrzu znak wrony, tak jak uczyła je babka.
Fragment Odrobiny czarów Michelle Harrison w przekładzie Łukasza Małęckiego.
(info: Wyd. Literackie)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz